Ostatnio chwaliłam się jak to zostałam szczęśliwą posiadaczką serduszek - moich nowych ozdób w stylu retro.
Jednak serduszka zmieniły właściciela i nie będzie ich u nas a u naszych sąsiadów. Zapytacie jak to tak?
Kilka dni temu wpadły do mnie dzieciaczki sąsiadów - nowi jesteśmy to lubią zbadać grunt, sprawdzić jacy oni są, co robią na święta.
Fajne są z nich urwisy takie małe "złotka" ale grzeczne. Tysiące pytań: a czemu, a po co, a dlaczego. Po ich wizycie zawsze padam na twarz. Ale do serc!
Serduszka były przygotowane na stole a tu małe smyki tak się na nie patrzą i oczka się im świecą (jak moje kiedy je otrzymałam). Wiem że u nich nie ma co liczyć, że choinka będzie wypasiona albo jakaś taka trendy.
Żal mi się ich zrobiło i wpadłam na super pomysł ale o tym potem.
Dzieciaczki posiedziały, poopowiadały co w szkole i przedszkolku i pognały z ciasteczkami do domu.
Ha, ha zapomniałam się pochwalić dziełem "cukiernika od siedmiu boleści".
Tadam... ciasteczka...
1. etap blacha
2. etap pieczenie
3. etap upieczone
4. etap udekorowane
Miało być jeszcze o serduszkach dla dzieci. Rano zapakowałam je i poszłam do sąsiadki. Opowiedziałam jej o wizycie maluchów. Nie chciała ich wziąć bo to nie wypada i takie tam inne głupoty gadała ale w końcu postawiłam na swoim i wieczorem mieli je zawiesić na drzewku.
Jak spotkałyśmy się w sklepie to powiedziała że jeszcze takiej radochy te małe łobuzy nie miały.
Aż mi się miło zrobiło 😊
Muszę się jeszcze pochwalić moim nowym nabytkiem na święta - koszyczek wiklinowy z reniferami.
Koszyczek na słodycze i orzeszki. Czy ten renifer nie jest słodki.
Pozdrawiam ciepło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz